Chciałabym móc jakoś zacząć to pisać.. Ale nie wiem jak. Wiecie? Chyba po prostu muszę zrobić sobie przerwę. Dać spokój. Nie chcę narazie pisać bloga. Nie jestem w stanie. Czuję się podle. Czuję, że jest mi wstyd. Może niektórych teraz zaskoczę, ale powiem Wam pomimo iż mam niewiele lat, dużo przeszłam, ludzie się nie zmieniają. Tak śmiem twierdzić iż ludzie się nie zmieniają. Zawsze wierzę w dobro ukryte w ludziach bo sama takie mam.. A raczej miałam.. Nie można być dobrym. Wszyscy na tym żerują. Ludzie są okrutni. Nie można ufać. Ufasz komuś bez granic a tu nagle wychodzą wszelkie kłamstwa a najgorsze co może być, najgorsze i najbardziej beznadziejne i tchórzowskie, jest dawać komuś nadzieję. Dać komuś nadzieję wiedząc, że nie ma szans na nic. Jestem zbyt szczera i ciągle na tym tracę. Jedyne co zyskałam to prawdziwych przyjaciół. Reszta to ściema. Nie ma nic. Coś jest i znika. Nie wymagam dużo. Zawsze marzyłam o miłości, tej jedynej, najpiękniejszej, w której jest wsparcie, kłótnia, zazdrość i ta wielka miłość, która nie zna granic. Miałam taką. Jedyną, niepowtarzalną, od pierwszego wejrzenia. Tak taka istnieje. W przeciwieństwie do przyjaźni damsko- męskiej. Wstyd mi. Bardzo mi wstyd, że mogłam zaufać znowu znając człowieka od podstaw. Podłość ludzka nie zna granic. To jest najprawdziwsza prawda. Mam dość pustych obietnic, dość przeprosin. I tak.. To było zbyt piękne żeby mogło być możliwe. Trzeba pamiętać, że rzeczywistość i tak nadejdzie. Prawdziwa, boląca najbardziej na świecie.. Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Ludzie są podłymi egoistami, myślą o zaspokojaniu swoich potrzeb najlepiej za nie nie płacąc. Mam nadzieję, że samotność dopadnie nawet tych najsilniejszych. Stłamśi, nauczy życia, nauczy co to znaczy prawdziwie cierpieć. Być zranionym. Tak zranionym psychicznie żeby płakać bardziej i o wiele mocniej niż tylko po ranie fizycznej. Ten ból jest najsilniejszy. Robi z człowiekiem co chce, nie daje mu normalnie żyć, funkcjonować, myśleć o przyszłości w samych superlatywach. Jedna moja koleżanka mawiała, nie wiem czy powinnam to tu pisać, ale taka jest prawda, jasno ją przedstawię: "Życie rucha a nie pieści". Nie mogę patrzeć na swoje cztery lata, ostatnie cztery lata. Zmarnowane i poświęcone, które przepadły ot tak. Nie wiem sama czy żałuję. Może teraz tak. Bo czuję się okropnie. Nie ma historii z happy endem. Bo nadeszła prawda. Zawsze jej oczekiwałam. Tym razem mnie przerosła. Jest okropna. Zawsze każdy widzi mnie żartującą, śmiejącą się. Właśnie taka chciałam być, pomagać ludziom chociażby tym, że mogę ich podnieść na duchu. Właśnie straciłam nadzieję. Nie ma bardziej podłej istoty od człowieka. Bo człowiek rani drugiego człowieka z pełną świadomością. To jest bestialskie. Mieć pełną świadomość a podobno nawet i sumienie! Kiedy ono się odzywa? Wtedy kiedy widzisz, że ktoś nie umie się pozbierać? Brak mi słów. Wszystko siedzi w mojej głowie. Odbija się echem. Ból jest potworny. Sprawia, że na nic nie ma się siły.. Gdzie jest sprawiedliwość? Czy takie coś jak sprawiedliwość jeszcze istnieje? Sumienie? Miłość?! Ktoś kto nie kochał tak mocno i nie stracił wszystkiego jednego dnia, w jednej sekundzie nigdy mnie nie zrozumie. Nie dowie się jakie to cierpienie. Bardzo powolne, bolesne jak cholera. Ludzie po zawodzie popadają w depresję, popełniają samobójstwa, nie potrafią normalnie żyć.. Jak można być taką bestią? Po co obiecywać to wszystko? Nie umiem tego zrozumieć pomimo iż jest to bardzo jasne. No nie dochodzi to do mnie.. Zostawiasz kogoś i co jeśli on wyobrażał sobie życie twoimi obietnicami? Jak ma teraz żyć bez nich? Jak ma teraz kochać? A zasadnicze pytanie: CZY KIEDYKOLWIEK BĘDZIE JESZCZE W STANIE? Jesteś gdzieś daleko czujesz tęsknotę, wracasz i nie masz nic. Nic! I jeszcze dwie zasadnicze prawdy:
1. Dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi.
2. Jak komu z rana tak do wieczora.
Gratuluję wszystkim, którzy jednak się nie zawiedli. Chciałabym być taką osobą. Znam swoją wartość i nie pozwolę się poniżać. Dziękuję Wam bardzo, jeśli naprawdę to czytacie. Po co było to wszystko? Nie byłam głupia widziała to.. Po co było to zaprzeczać? Starałam się być ideałem.. Nikt nim nie będzie, ale starałam się. Być lepszą wersją siebie. Teraz nic nie ma znaczenia. Wszystko mi jedno. Kolejne wakacje, które chciałabym natychmiast zapomnieć. Powróciła mi wiara w ludzi. I jeszcze mocniej przepadła. Wszystko przepadło. Wiecie co? Zdradzę Wam paradoks.. Tej nocy śniło mi się że sciełam włosy. Były beznadziejne, prosiłam jakąś fryzjerkę żeby mi to naprawiła. Podobno jeśli kobieta ścina włosy jej życie się zmienia. Moje się zmieniło. Obróciło się milion razy na sekundę, tak jak mój żołądek, jak wszystkie te lata, wszystkie słowa, wszystkie miejsca, wszystkie wspomnienia, zawirowały w mojej głowie. Usłyszałam echo, pierwsze słowa i te ostatnie. Te ostatnie trzy wybrzmialy najgłośniej. Po takim zaufaniu nie wierzę.. Że usłyszałam coś takiego.. Przepraszam? Co może przepraszam? Przepraszać można za błachostkę. Żadne przeprosiny nie są w stanie ulżyć. Nie są w stanie poskładać, ani pomóc zapomnieć. A serce? "To tylko kawałek mięsa"..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz