czwartek, 13 grudnia 2018

Nagrywam na YouTube?

 Tak! To dobra nowina dla części z Was bo wiele osób pytało mnie czy nagrywam na yt? Teraz mogę i z chęcią to robię więc zapraszam Was tam, staram się być na bieżąco. ❤️40 000 tys odsłon mojego bloga.. Bardzo się cieszę i chciałabym bić rekordy na Yt choć teraz to nieśmiałe marzenie.. Bardzo dużo u mnie się zmieniło na plus  jeśli chodzi o sprzęt, umiejętności a także sposób myślenia. 🙈🙈 Dziękuję wszystkim za wsparcie 🥂 Jest mi niezmiernie miło 😊😊 Mam nadzieję, że będzie Was coraz więcej  Trzymajcie się ciepło. Zostawcie subskrybcje  ❤️ Yt angietworzy

piątek, 14 września 2018

Diy peeling do ust

             
Hej, przepraszam  że spóźniłam się z postem wczoraj. Remontujemy trochę nasz pokój i niestety, tak wyszło, że straciłam poczucie czasu. Ale już do rzeczy...
Zbliża się jesień i zima, czyli pory roku, w których skóra jest bardziej sucha i potrzebuje regeneracji. Wymyśliłam super post diy, który myślę, że Wam się spodoba. Peeling do ust możecie zrobić sami w domu i zajmie to mniej niż 5 minut. Pomoże Wam pozbyć się suchych skórek oraz nawilżyć usta. 

Co musisz mieć?

  • miód bądź olejki (kokosowy, oliwa z oliwek, shea z braku laku wazelina itd) 
  •  cukier
  • witamina E lub inne (ja kupiłam w kapsułkach)
  • opcjonalnie barwnik spożywczy lub olejki eteryczne

Jak to zrobić? 

  1. Wsypujemy cukier do miski, olejki bądź miód, trochę barwnika, witaminy. Mieszamy aż powstanie konsystencja idealna. Mój peeling składa się z miodu, barwnika, cukru, witaminy, więc można go zlizać z ust. Delikatnie naturalnie zabarwia usta, wygląda to ładnie i świeżo.
  2. Całość wsypuję do pojemników i pakuję na prezent. 
      3. Gotowe. Peeling jest smaczny, odżywia, koi, nawilża, jest szybki w przygotowaniu i              ekonomiczny. :)

                                         

Także to już tyle w dzisiejszym poście, mam nadzieję, że Wam się podoba i skorzystacie z mojego przepisu. Nie zapomnijcie użyć mojego hasztagu #inspobyangietworzy :)                











poniedziałek, 10 września 2018

Morphe Jaclyn Hill Palette

Hej, zapytałam Was na Instagramie co chcielibyście zobaczyć w następnym poście i niewielką ilością głosów wygrała recenzja tej palety. Paletę dorwałam w dość atrakcyjnej cenie. Kiedy była jej premiera w sieci wybuchł na nią szał, wszędzie była wyprzedana, a ludzie kupowali ją bez względu na cenę, która potrafiła dojść nawet do prawie 300zł.  Kupując ją na zagranicznych stronach na pewno sporo oszczędzimy. Zawsze można poczekać też na jakąś promocję..
Cieni mamy 35 (jak to standardowo w dużych paletach Morphe) z czego 18 ma wykończenie błyszczące, metaliczne i 17 matowych. Na opakowaniu z tyłu mamy umieszczone nazwy cieni. Paleta jest kartonowa, zamykana na magnes, co jest zdecydowanie plusem, bo poprzednie opakowania doprowadzały mnie do szału. Niestety karton w środku nie czyści się najlepiej, co widać. Starałam się umyć ją czym się da, nawet patyczkami kosmetycznymi, natomiast skutki oceńcie sami...
Bardzo podoba mi się kolorystyka tej palety, bo można nią zrobić w zasadzie wszystko. Brakuje mi jedynie matowego beżu. Poza tym mamy kolory przejściowe, chłodne, ciepłe, jasne, ciemne coś do rozświetlenia kącików, metaliczne cienie idealne na powiekę ruchomą. Jest też czarny i kilka szalonych kolorów akcentowych, dzięki którym możemy sprawić, że makijaż będzie ciekawszy. Paleta sprawdzi się do makijaży wieczorowych, kolorowych, dziennych, daje naprawdę wiele możliwości.
Natomiast mam spore, ALE do formulacji. Swatche nie wychodzą piękne, nie chcą sunąć po skórze, najlepiej jak nakładamy je na mokro, wtedy zyskują na błysku. Ale to nie problem, najważniejsze jest to jak cienie będą wyglądać na oczach. I tu trochę się zdziwiłam, bo znam już jakość Morphe a poprzednie palety miały cienie błyszczące mokre, miękkie i ultra mocno napigmentowane, nie było problemu ze swatchami ani pracą na oczach, błysk był oszałamiający... Te są baardzo sprasowane i mój sposób na nie to, po pierwsze nakładanie TYLKO folii na Nyx Glitter Primer, pędzlem syntetycznym, krótkim, bardzo sztywnym i zbitym, który tak jakby naruszy powierzchnię cienia w wyprasce. Jak już odpowiednio "zeskrobię" go, przyklejam na bazę i wygląda bardzo ładnie. Można też trochę zwilżyć pędzel, wtedy praca jest trochę łatwiejsza. Maty są poprawne, nie sypią się, pigmentacja jest w porządku, nie są najbardziej suche na świecie, ale zdecydowanie nie są też jedwabiste, miękkie. Bez problemu można je budować, blendować, łączyć ze sobą. Nie jest to moja ulubiona formuła, natomiast paleta w użytkowaniu nie sprawia mi żadnych problemów i ze względu na odcienie sięgam po nią, ale na pewno nie jest to produkt, który powalił mnie na kolana, szczególnie, że kosztuje nie mało. Ogólnie z Morphe bardziej lubię cienie błyszczące niż matowe, tak jak mówiłam matowe są poprawne, ale nie genialne.  Nie sięgam po nią nałogowo, nie żałuję zakupu, natomiast gdybym miała kupić ją drugi raz zastanowiłabym się czy na pewno jest mi tak potrzebna. 
Podsumowując w swojej kolekcji mam lepsze, ale i gorsze palety. Trzeba też pamiętać, że jej format jest duży i na wyjazdy raczej się nie nada, chyba, że macie tak ogromną kosmetyczkę. Komu mogę ją polecić? Osobom początkującym, ponieważ paleta oferuje spory przekrój kolorystyczny i jest w zupełności samowystarczalna. Maty są bezpieczne, a folie nałożone na bazę jak najbardziej dają radę. 
Macie tą paletkę? Lubicie? :)





Makijaż wykonany tą paletą :) więcej zdjęć znajdziecie Tu











czwartek, 6 września 2018

Jak szybko i poprawnie umyć gąbki do makijażu? + kilka trików ode mnie :)

Hej, o ile mycie pędzli, nie jest niczym trudnym, tak mycie gąbek czasami zwyczajnie doprowadzało mnie do szewskiej pasji (będzie także o przechowywaniu i dezynfekcji).
 Jaki znalazłam na to sposób? O tym dowiecie się w dzisiejszym poście. 

Dlaczego mycie gąbek było uciążliwe?

Po pierwsze i chyba najważniejsze, z gąbki ciężko jest pozbyć się piany. Polewając gąbkę szamponem, mydłem, czy płynem do mycia naczyń w środku gąbki robiła się zbita kula piany, a pozbycie się jej było niemożliwe. A kurczę.. Nie chciałam jej używać wiedząc, że w środku mogą być jakieś nieczystości, a dźwięk piany irytował mnie na tyle, że szukałam innego sposobu.Sposób ten dodatkowo zużywa mnóstwo wody (oraz produktów myjących), a tego bardzo nie lubię.
Po drugie gąbki używamy do produktów tłustych typu korektor, podkład.. A wykonując gąbką baking lub zwyczajnie pudrując twarz utrwalamy kosmetyki w gąbce, co jest znacznym utrudnieniem podczas mycia bo produkty wżerają się w jej strukturę. 
Po trzecie i ostatnie.. Bardzo mocno zniechęcało mnie używanie gąbek przez to, że musiałam spędzić mnóstwo czasu i siły żeby je oczyścić, a że jestem upierdliwa, popadałam w rozpacz próbując pozbyć się każdej najmniejszej plamki. 

NIE UŻYWAJ MYDŁA W KOSTCE

Nie wiem jak to jest z mydełkami do tego przeznaczonymi, ale zwykłe mydła w kostce dostępne w drogeriach, nieważne które, naturalne, pachnące, dla dzieci itd. NISZCZYŁY moje gąbki. Długo zbierałam się do tego aby przyznać się przed sobą, że przez mycie mydłem w kostce z czasem zaczęły robić się twarde, mniej rosły, były bardziej sztywne i nieprzyjemne w pracy. Sposób ten lubiłam dłuuugi czas dlatego, że mydło w kostce nie pieni się i szybko domywa zabrudzenia oraz z łatwością się wypłukuje. No, ale niestety musiałam szukać dalej, albo porzucić gąbki, jednak zbyt mocno lubię efekt, który dają. 

Czego będziesz potrzebować?

  • Olejek z Isany, sławny już produkt, dostępny w Rossmannie. Przeznaczony do mycia ciała, ale wszystkie makijażystki nałogowo kupują go do mycia pędzli i gąbek. Dlaczego? Jest tłusty a przy tym delikatnie się pieni. Przy włosiu naturalnym sprawia, że jest bardziej miłe. Ale mowa tu o gąbkach. Dlaczego ten produkt? Warto go kupić kosztuje mniej niż 7zł i często jest na wyprzedażach. BARDZO ciężko jest go podrobić. Próbowałam robić swoje mieszanki z oliwką dla dzieci i np. płynem do mycia naczyń, ale to nie było to samo. Efekt był gorszy. Jak wiadomo olejki ekspresowo domywają produkty ciężkie w domyciu m.in pomadki matowe, pomady do brwi, zastygające podkłady i korektory. Dodatkowo o wiele łatwiej wypłukuje się z gąbki, nie niszczy jej, pozostawia ją miękka i sprężystą. 
  • Miska, najlepiej wyższa i w zależności od ilości gąbek, które posiadacie, szeroka. 
  • Woda NIE wrzątek NIE zimna NIE letnia, przyjemnie ciepła, ale nie parząca dłonie.
  • Opcjonalnie płyn do dezynfekcji m.in 70% zawartości alkoholu (np. skinsept, bacticid itd. do kupienia w aptekach, hurtowaniach tatuażu)

Co musisz zrobić?

Mówiłam, że sposób będzie łatwy, przyjemny, szybki a przy tym ekonomiczny? Tak też będzie. :) 
  1. Do miski wrzucam swoje gąbki (wiem, że niektórzy robią to w zlewie, ale po co dodatkowo brudzić cały zlew?) 
  2. Zalewam je ciepłą wodą
  3. Dodaje "na oko" olejek z Isany, w zależności od ilości wody, nie wolno z nim przesadzić. Ja psikam intuicyjnie opakowaniem. Jeśli nie wiecie ile go dać spróbujcie odmierzyć łyżeczkę dwie max 3. Ważne jest aby wlać produkt do wody, nie bezpośrednio na gąbki. Od razu zauważycie piankę na wodzie. Lepiej dać mniej niż więcej. Zawsze można dołożyć.
  4. Jeśli Twoje gąbki leżały długo, zdążyły mocno zaschnąć zostaw je tak na noc, bądź na kilka godzin. Ściśnij je dłońmi kilka razy, aby produkt dokładnie wszędzie dotarł.
  5. Jeśli myjesz gąbki niemalże od razu ściskaj je aż do skutku, zobaczysz, że woda jest brudna, a gąbki czyste. 
  6. Czasami wystarczy taki proces zrobić raz, jeśli nadal widzisz pojedyncze plamki na swoich gąbkach, wylej brudną wodę i powtórz proces. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się robić to trzy razy lub więcej. Metoda jest bardzo skuteczna.  
  7. Jeśli już pozbyłaś się całych zabrudzeń możesz przejść do płukania. Możesz zrobić to pod bieżącą wodą, natomiast ja wylewam brudną wodę z miski i nalewam nową. Ponawiam proces ze ściskaniem, bądź pozostawiam tak gąbki na kilka godzin. Zazwyczaj piany po takim procesie nie ma w gąbce ani grama. 
  8. Dezynfekcja jest koniecznie potrzebna jeśli używacie gąbek na kimś, jeśli nie, możesz robić to sporadycznie (bądź w inny sposób niż alkohol). Ja gąbki bezpośrednio po odciśnięciu z wody spryskuje alkoholem przeznaczonym do dezynfekcji, wmasowuję go dokładnie w gąbkę. I odstawiam do suszenia  w czystym miejscu, kładę je na ręczniku bądź suszarce do naczyń, wtedy powietrze ma lepszy dostęp do środka. Jeśli używasz gąbki na sobie skutecznym sposobem na pozbycie się zarazków i bakterii jest zamrażanie. Suchą, umytą gąbkę możesz wrzucić w naczyniu do zamrażarki i wyjąć po kilku godzinach, dobie. Bez znaczenia, ten sposób nie niszczy gąbek. 
  9. I gotowe! Mycie staje się proste, szybkie a nawet przyjemne. Pisałyście mi, że ten sposób zadziałał też na stare plamy, także tym bardziej się cieszę. :)






















Jak przechowuję gąbki?

Najlepszym sposobem okazał się ogromny słój, który kupiłam w Pepco. Dla mnie ważne jest aby do gąbek nie dostawał się kurz a słoik jest idealnym rozwiązaniem. Umyłam go i zdezynfekowałam. Trzymam go w łazience. Kiedy rano schodzę zrobić pielęgnacje twarzy przy okazji biorę też gąbkę i moczę ją pod bieżącą wodą i w ten sposób jest gotowa do zrobienia makijażu. Potem się brudzi i idzie do mycia. :) 

Jak je przewożę?

Idealnym rozwiązaniem może okazać się plastikowe opakowanie po kinder niespodziankach, albo opakowaniu na patyczki kosmetyczne. Ja używam pojemników, które kupiłam razem z gąbkami m.in taką możliwość posiada Glamshop. Oczywiście istnieje możliwość ich kupna na Aliexpress z gąbkami jak i solo. :) Zależy to od Was. Jeśli wiem, że jadę na makijaż do kogoś, moczę gąbkę tuż przed wyjazdem. Nie muszę wtedy szukać dostępu do wody, tracić czas. Pojemnik ten posiada dziurki, więc gąbka nie kiśnie. Można je także w ten sposób przechowywać albo suszyć. 
Wiem, że istnieją też specjalne podstawki na gąbki, żeby nie kłaść ich przy pracy gdzie się da, ale fajnym ekonomicznym rozwiązaniem może okazać się podstawka na jajka. 

Także to tyle w dzisiejszym poście mam nadzieję, że zawarłam tu wszystkie potrzebne informacje, triki na temat gąbek i że Wasze życie stanie się łatwiejsze a używanie gąbek znacznie przyjemniejsze. :)

poniedziałek, 3 września 2018

Morphe paleta do konturowania 9c

Morphe to marka amerykańska, którą bardzo bardzo lubię. Ceny w porównaniu do jakości mają bardzo niskie. Nigdzie nie widziałam jej recenzji. Nie wiem czy jest mało popularna czy nielubiana. 
Produkty są zamknięte z plastikowym opakowaniu, identycznym do tych, które są w ich paletach. Mocno się rysują a czyszczenie ich to istny dramat. Tak naprawdę zwlekałam z jej recenzją, ponieważ moje uczucia są mocno mieszane. Brązer w środkowym rzędzie po prawej stronie pobił mi się dwa razy. Produkty są dość mocno zbite. Podobały mi się kolory w palecie. Mamy 4 pudry matowe do rozjaśniania cery, jeden lekko żółty jasny, ciemniejszy wyraźnie żółty, różowy chłodny jasny, morelowy ciemniejszy. Pozwalają na dodatkową korekcję kolorystyczną mankamentów skóry. Rozświetlacz, który jest po środku ma dosyć ciemny odstraszający kolor. Boję się go używać, wydaje mi się, że trzeba być do niego opalonym, żeby nie zrobił ciemnej plamy na skórze, nie jest też wybitnie piękny w wykończeniu i na pewno dałabym tam inny produkt w zamian. Bronzer, który mi się pobił ma najładniejszy dosyć jasny i neutralny odcień. Bronzery są matowe, dolny rządek jest dosyć ciemny, wydaje mi się, że produkt z lewej strony wpada trochę w fioletowe tony, środkowy jest ładny, chłodny do konturowania a brąz po prawej przypomina mi trochę Inglota 509, ładny typowo brązowy odcień, który nie idzie szczególnie w żądną stronę, ciepłą czy chłodną. Niestety, ale paletka nie będzie szczególnie przydatna do jasnych karnacji. Niby jest w porządku a rzadko po nią sięgam, bo muszę przyznać- boję się jej. Nie dość, że jest ciemna to cholernie mocno napigmentowana i nie raz zrobiłam nią sobie okropną plamę. Pudry rozjaśniające, na moje oko są trochę za suche. Paletka Affect zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu i ten jasny puder na który trochę narzekałam nauczyłam się używać do czyszczenia cieniowania pod okiem w małej ilości, żeby za mocno nie rozjaśniał, nie robił efektu odwróconej pandy i tu zdecydowanie bardziej podoba mi się ten efekt bo wygląda baaardzo naturalnie i zdrowo (zużyłam go do końca). A suchość i mat pod okiem to nigdy nie jest dobre wyjście. Ciężko jest go rozetrzeć, i osoba, która nie ma lekkiej ręki, bądź nie nauczy się tego produktu raczej go nie polubi. Produkt zostaje na policzku i nawet czystym pędzlem nie da się go pozbyć. Myślałam, że będzie to spoko opcja do kufra, jednak zdecydowanie wolę pojedyncze produkty a tej palety nie odważyłam się nałożyć komuś ani razu.  Może jeszcze popróbuje na sobie aczkolwiek mam dużo więcej fajnych, sprawdzonych produktów, których jestem pewna.. Tutaj pozostaje jakieś, ale i strach przed pracą z tą paletą. A przecież nikt nie chce chodzić z plamą na twarzy.

Edit
Dziś specjalnie nałożyłam produkty z palety ponownie.. Brazery wyglądały dobrze, aczkolwiek dały mocny efekt, raczej do zdjęć. Z daleka wygląda to w porządku. Nie zrobiłam sobie plam, jednakże jest to losowe, albo te plamy sobie zrobię, albo nie i nie wiem czy jest to wina podkładu, bo metoda aplikacji jest u mnie niezmienna. Rozświetlacz nie wygląda najlepiej, raczej delikatny, da się go stopniować, aczkolwiek kolor nie jest dla mnie,  czasami mam też wrażenie, że jak nie pada na niego światło robi ciemną plamę, nie wiem czy to zwidy czy rzeczywiście tak jest, aczkolwiek na twarzy jest biało-srebrny pomimo, że wygląda na ciemny. Żółty puder baaardzo podkreślił suchość pod oczami   której nie było. Ogólnie z daleka efekt mi się podoba  Natomiast patrząc w lusterko z bliska ...Hm. Suchy efekt, skóra wygląda jakoś staro, struktura, pory mocno podkreślone. Brazery są bardzo napigmentowane. Pracuje się z nimi nawet w porządku, ale trzeba nabierać mało, i ciągle rozcierać.. Wcześniejszy wstęp pisałam wiele miesięcy temu i nie mogłam zdecydować się czy go opublikować, czy rzeczywiście jest love hate relationship. I tak zostaje przy tym co pisałam. Z daleka super, z bliska nie zdecydowane .. Mam lepsze produkty, dlatego ten porzuciłam. 










Myślę, że zdjęcie najlepiej pokaże co mam na myśli.. Na twarzy mam pielęgnację i podkład Catrice HD oraz puder z Wibo bananowy, czyli moje ulubione połączenie od ponad roku. Dałam tym produktom najlepsze podłoże. Zdjęcia bez przeróbek. :) 


czwartek, 30 sierpnia 2018

DIY Las w słoiku

Hej:) Posta piszę już drugi raz bo coś się usunęło :( Dawno mnie tu nie było, ale widzę, że bloga odwiedzacie, więc nie mogę Was zostawić bez żadnych nowych treści.
Posty DIY bardzo lubię sprawiają dużo radochy podczas ich tworzenia i dzielenia się nimi z Wami. 
Nie wiem skąd wzięłam pomysł na słój, ale zrobiłam szybki wywiad w internecie i  czym prędzej poleciałam do ogrodniczego zaopatrzyć się w ważne składniki.

O co chodzi z tym słoikiem? To nie skiśnie?

Podobno jest to idealny sposób na to by zamknąć chwilę w słoiku na lata, ponieważ słoik nie potrzebuje naszej troski, pielęgnacji ani nawet podlewania. Trzeba go obserwować, podlewać co dwa tygodnie bądź rzadziej (różnie ludzie o tym pisali). Chodzi o to, że rośliny wytwarzają same sobie tlen, obieg jest zamknięty, mają swój mikroklimat. Para wodna na ściankach jest normalna, jeśli jest jej za dużo można słój otworzyć na kilka godzin. Las "dba sam o siebie" więc może być to spoko opcja na prezent bądź dla osoby, która nie potrafi zbytnio dbać o rośliny. Moje słoje to trochę eksperyment, bo posadziłam rośliny, których nie widziałam u innych i na metodzie prób i błędów dam znać czy to działa. Podobno rośliny karłowacieją więc nie trzeba obawiać się, że uciekną ze słoika, jednak wybierałam te mniejsze "egzemplarze". Przy wyborze podłoża zauważyłam, że niektóre składniki są opcjonalne jednak ważna jest dobra ziemia i drenaż, który zbierze wodę i nie pozwoli roślinom zgnić. Takie słoje można kupić w internecie aczkolwiek cena straszy bo waha się od 250 do nawet 700zł wzwyż. A mając składniki w domu możecie zrobić swój słój o wiele wiele taniej a przy tym pobawić się w ogrodnika i miło spędzić czas. 

Co będzie Ci potrzebne?

  • keramzyt (spełnia rolę drenażu)
  • ziemia (moja uniwersalna z nawozem)
  • węgiel drzewny ( ja dałam proszek z kapsułek węgla leczniczego, należy go domieszać do ziemi, zapobiega rozwojowi niekorzystnym grzybom, jeśli takie występują tzn. pleśń, jeśli ją zauważycie od razu trzeba się jej pozbyć)
  • pan w ogrodniczym doradził mi także warstwę trzymająca wilgoć (te drobniejsze białe "ścinki" są lekkie i przypominają styropian)
  • rośliny leśne np. mech, bluszcz itd.
  • ozdoby
  • alkohol min 70%
  • słój mój kupiony w pepco 
  • kamienie ozdobne

Jak to zrobić?

Mając tą wiedzę co teraz na pewno dałabym o wiele mniej warstw drenażu więcej ziemi. Na spód dałam keramzyt, warstwę trzymającą wilgoć, ziemię wymieszaną z węglem, wsadziłam roślinki i wszystko ozdobiłam oraz zrosiłam wodą "na oko". Podobno istotną sprawą jest dezynfekcja słoja, tak też uczyniłam. W dużym słoju posadziłam rośliny leśne, w średnim sukulenty dworne, a w małym kaktusy. Dwa ostatnie słoje są eksperymentem. Nie widziałam by ktoś sadził tak kaktusy, ale będę je obserwować, mam nadzieję, że nie zgniją. Ważne przy wyborze roślin jest to, żeby lubiły podobne warunki.  Na pewno zaktualizuję Wam informacje w razie gdyby coś poszło nie tak. Mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie według moich myśli, bo słoje są przepiękne i cieszą oko.
Mam nadzieję, że pomysł Wam się spodobał, oznaczajcie mnie na swoich zdjęciach i hasztagujcie swoje prace #inspobyangietworzy. Do zobaczenia w następnym poście!